w złudzeniu optycznym zwanym «uniwersum»,
oddawaliśmy nasze cienie noumenom –
między metaforą, a wersem, awersem i rewersem (...)
Biegliśmy w słońcu
konno na wietrze
ślepej chwili rwąc
plotkę melopei –
destylując miłość
ze słów,
spijając jej majestat
z tęczowych ciał.
Dziś w twoich oczach perłowych –
pustkowie: dziś jestem nikim,
pyłem rozwianym po ziemi,
intruzem?
abstrakcyjnym konceptem sztuki –
tym-nikim,
kto celowo ruszył w drogę,
twym ostatnim kochankiem
z ukrycia (...)
Lecz dziś w twoich oczach perłowych
pustkowie – więc odchodzę… zwyciężony
głębią nie do przebycia: między awersem, rewersem –
nurtem donikąd płynącym, metaforą, wersem,
w złudzeniu optycznym na ścieżce światła kiedyś przeżytej,
zwanej przez nas z ironią tym co «jest» «uniwersum»
(a nie «jest» «niebytem»).