tysiące mil,
a natura piękna
może być tylko małym punktem wyjścia –
ach, ale to przecież ziemia – to za jej przyczyną!
w sferze-echo poezji stęsknieni za słońcem,
w niebiańskim kościele – żywo
śpiewamy kanon
pod światła krzyżem z gwiezdnych serc.
Wokół idei piękna
niebiańsko ubranej w słowa –
na horyzoncie
zrodzonym przed laty z gwiezdnych wód,
zastanawiam się
co ziemia powiedziałaby słowu jestem,
za człowieka,
wydając w lazur swój anielski ród.
Zastanawiam się, czytelniku –
co znaczy ile czas ucieka
przez pryzmat przeszłości wszechświata
i trwa daleko w świetlnych latach –
co powiedziałaby ziemia
o swojej przyszłości ziemskiej
z niebieskiego sklepienia.
Przeznaczeni
by żyć tu na ziemi,
w aurze człowieka świętego,
wśród zdarzeń
spoza serca i rozumu
mam pewność, że przy tworzeniu światów
równomiernie wytłaczanych w słowach
byliśmy obecni – nie my, Wszelka-natura
i liczba anonimowa,
lecz [pradawna] moja i twoja dusza,
drogi czytelniku –
jak od tysiącleci głosi wiara,
(…) a obok niej filozofia,
poezja i nauka (…)
Medytując wokół idei
w przestrzeni odniesienia –
od atomu do atomu,
od człowieka do atomu,
od zera do jedności, do Jedności-i-Istnienia,
a potem – w niebyt z powrotem –
skamieniałem: ziemi
ledwo się trzymałem,
a ziemia trzymała mnie mocno w świetle
oddając bóstwu wieczne Słowo «jestem».
Ach, gdzieś głęboko w wiązce światła
formy autentycznej słowa «jestem»
[tej z pradawnych malowideł skalnych]
uniwersum poznania
zgładziło abstrakcję wszechświata
i przez nektar i kwiat –
zintegrowało nas
wokół idei,
którzy w nieskończoność pytamy
o to jak «będzie» na ziemi w-ów-czas,
gdy w największym cudzie człowieka świętego,
bezsprzecznie: ustąpi… kiedyś… zmierzch.